czwartek, 19 listopada 2015

Ładnie Bolusiu, czyli o nie zawsze łatwych początkach.


Przygotowując pierworodnych na pojawienie się nowego członka rodziny łatwo przegiąć w kreowaniu wizji tego jak to będzie wspaniale.

Ja byłam najmłodsza, więc nie musiałam radzić sobie z tym bardzo ważnym egzystencjalnym problemem, ale mój brat i siostra już tak. Wyobrażam sobie, że moje pojawienie się w ich życiu było im dość pozytywnie przez rodziców nakreślone, bo jadąc po nas z tatą do szpitala zabrali dla mnie cukierki :)

Potem chyba różnie to bywało, bo z odmętów przeszłości zachowała się choćby historia jak to mój wkurzony brat pchnął mnie w spacerówce, której nie mógł już potem dogonić, i zawisłam nad rowem. A ja sama pamiętam jak biegałam po jego rzeczy co sił w nogach bo "jeśli przyniesiesz mi to zanim policzę do dziesięciu to będziesz mistrzem" :)

Z siostrą nie było lepiej, nasze kłótnie zakończyły się chyba dopiero kiedy ona poszła na studia.

Jak więc się domyślam, rzeczywistość w której przyszło im żyć ze mną, zapewne nie była tak wspaniała jak na początku sobie wyobrażali wioząc mi do szpitala te cukierki.

Dlatego dziś chciałabym opowiedzieć Wam o pewnej cudownej i niesamowicie zabawnej książce na którą natknęłam się ostatnio w dziale dziecięcym mojej biblioteki.

"Ładnie Bolusiu" to historia małego prosiaczka (Bolusia właśnie), któremu urodził się braciszek. Niestety braciszek ciągle ryczy, a do tego dostaje smoczek, na który Boluś "jest już za duży."

Przez cały dzień barciszek ssie smoczek.
A Bolusiowi nawet nie wolno spróbować.
Boluś ma już dość braciszka. Wolałby smoczek.

Tak... właśnie smoczek a nie braciszek... Ta oczywista prawda może zadziwić niejednego rodzica. Nie wdaję się już tutaj w rozważania dlaczego mama prosiaczkowa uznała, że Boluś nie może tego nieszczęsnego smoczka nawet spróbować, ale fakt jest faktem. Mama uznała, że nie może, więc nie będziemy z mamą dyskutować :)

Nasz bohater wynosi więc braciszka przed dom, zabiera mu smoczek i z radością rusza przed siebie.

Po drodze spotykają go pewne nieprzyjemności, włącznie z zarobieniem w ryjek, ale wychodzi cało z tej opresji by w końcu wrócić do brata kiedy ten zaczyna płakać leżąc koło domu.

Powiecie niebezpieczna książka, która podsuwa starszakowi pomysł wyniesienia noworodka przed dom i zabrania mu smoczka.

A ja powiem, że nie takie pomysły mogą mieć zdesperowane dzieci kiedy uświadamiają sobie, że bycie starszym rodzeństwem to nie tylko duma i przywileje. Zabranie smoczka to jest naprawdę wersja light.

Niezależnie od tego jak bardzo świadomie rodzice podchodzą do sprawy przygotowania starszego rodzeństwa na pojawienie się młodszego, praktycznie niemożliwe jest uniknięcie sytuacji w której ten starszy musi stanąć oko w oko z prawdą, że nowy braciszek czy siostrzyczka to też nowy obiekt wielkiej troski rodziców, który zabiera mu ich czas i uwagę.

Ta książeczka może pomóc oswoić starsze dziecko z faktem, że przyjście na świat "tego innego" może (a raczej na pewno będzie) stwarzać sytuacje w których on sam może nie czuć się zbyt dobrze. Że może doświadczać w związku z tym trudnych dla siebie emocji i nie do końca szlachetnych pragnień.

I ta książeczka może być wspaniałym wstępem do rozmowy o tego rodzaju przeżyciach. Bo najlepsze co rodzic może zrobić w takiej sytuacji to dać dziecku do zrozumienia, że te przeżycia są jak najbardziej w porządku. Że może tak czuć, może tak chcieć i inni tez tak czują i chcą (choćby nasz Boluś właśnie).

Pomocne może okazać się powiedzenie dziecku "jeśli będziesz tak się czuł, to możesz mi o tym powiedzieć", albo "możesz wtedy ścisnąć mnie za rękę i wtedy ja będę wiedzieć" albo cokolwiek co w naszej relacji z dzieckiem będzie autentycznie dawać mu do zrozumienia, że chcemy go wspierać wtedy kiedy będzie mu trudno.

I jeszcze jedno. Kiedy starsze dziecko oznajmi nam nagle, że "kiedyś wyrzuci malucha do kosza" to  broń Boże nie włączajmy wtedy automatycznej sekretarki (i określeń w stylu: "Na pewno tak nie myślisz", "Jak możesz tak mówić?", "Przecież wiem, że go kochasz", "Przecież jesteś dobrym bratem").

Zamiast tego możemy w duchu poklepać się po ramieniu i powiedzieć sobie "dobra robota". Bo oto właśnie nasze dziecko zaufało nam na tyle by podzielić się z nami kawałkiem swojego świata. Potem możemy usiąść obok, przytulić, pomilczeć, powiedzieć coś w stylu "a więc czasem chciałbym że go/jej nie było". Cokolwiek byle dać dziecku do zrozumienia, że tak jest ok.

Tylko tyle.

A może aż tyle.



Jesteś tutaj? Podziel się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami :)













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz