W długi weekend majowy mamy naszą rocznicę ślubu. To wspaniała okazja, żeby powspominać moją nie do końca udaną fryzurę i ten przeszywający ziąb, który pojawił się po słonecznym piątku i nie mniej słonecznej niedzieli :)
W tym roku mocno trzymaliśmy kciuki za pogodę, bo mieliśmy na ten dzień konkretny plan...
Kilka dni wcześniej udało mi się wreszcie wydobyć mój rower z piwnicy pewnego bloku, który kiedyś zamieszkiwałam. Po trzech latach leżenia w zapomnieniu mój poczciwy, niezniszczalny i niezawodny pojazd znów ujrzał światło dzienne. Był trochę zakurzony, miejscami na ramie pojawiła się rdza, z kół zeszło powietrze, ale to nadal był ten sam superrower, na którym przemierzałam kilometry krakowskich ulic. Wiąże się z nim cała masa fajnych wspomnień i jestem pewna, że jeszcze niejedno w jego towarzystwie przeżyjemy :)
Wyszorowaliśmy go z Tymkiem dokładnie, potem spłukaliśmy wodą z węża ogrodowego. To dopiero było. Piski z radości i mały człowiek przemoczony od stóp do samej głowy :) Potem serwis i rower tuż przed majówką odzyskał swój dawny blask. Aż miło było popatrzeć :)
A więc rowery. Taki był nasz plan na ten dzień.
W okolicach Krakowa jest wiele miejsc idealnych na takie jednodniowe wypady. Tym razem wybraliśmy spośród nich Dolinę Prądnika, położoną kilkanaście kilometrów na północ od Krakowa. Pamiętacie Ojców, Bramę Krakowską i Maczugę Herkulesa z lekcji geografii w podstawówce? To właśnie tam :)
Do Doliny Prądnika można spokojnie dojechać rowerem z Krakowa. Zajmuje to około 2 godzin (przynajmniej mnie tyle to kiedyś zajmowało). Decydując się jednak na taką opcję trzeba dobrze zaplanować trasę i mieć sporo czasu, żeby oprócz dojazdu i powrotu móc też trochę pojeździć po okolicy.
W przypadku wycieczki rodzinnej dojechanie do Ojcowa samochodem to zdecydowanie lepsza opcja.
Spakowaliśmy więc rowery, jedzenie oraz naszą trójkę i ruszyliśmy w drogę.
W okolicach Krakowa jest wiele miejsc idealnych na takie jednodniowe wypady. Tym razem wybraliśmy spośród nich Dolinę Prądnika, położoną kilkanaście kilometrów na północ od Krakowa. Pamiętacie Ojców, Bramę Krakowską i Maczugę Herkulesa z lekcji geografii w podstawówce? To właśnie tam :)
Do Doliny Prądnika można spokojnie dojechać rowerem z Krakowa. Zajmuje to około 2 godzin (przynajmniej mnie tyle to kiedyś zajmowało). Decydując się jednak na taką opcję trzeba dobrze zaplanować trasę i mieć sporo czasu, żeby oprócz dojazdu i powrotu móc też trochę pojeździć po okolicy.
W przypadku wycieczki rodzinnej dojechanie do Ojcowa samochodem to zdecydowanie lepsza opcja.
Spakowaliśmy więc rowery, jedzenie oraz naszą trójkę i ruszyliśmy w drogę.
Bardzo dobrym punktem rozpoczęcia wycieczki jest Pieskowa Skała, osada w której można zwiedzić Zamek i muzeum oraz zobaczyć wspomnianą Maczugę Herkulesa. My tym razem zaparkowaliśmy bliżej Ojcowa, w Woli Kalinowskiej. Przy drodze w tej miejscowości znajduje się kilka parkingów.
W związku z tym, że Tymko zasnął w samochodzie, mieliśmy trochę czasu na zrobienie rocznicowego selfie oraz poleżenie na trawie. W tle unosił się zapach... widzianej za naszymi plecami oczyszczalni ścieków. Za to pogoda tym razem była w sam raz :)
To jest niesamowicie fajne w takich wyprawach z małym dzieckiem. Dzięki Tymkowej drzemce cała ta nasza wycieczka nabrała bardzo niespiesznego i mega relaksującego charakteru.
Czasu mieliśmy sporo, więc powyjadaliśmy przy okazji przygotowane na naszą wyprawę kanapki :)
W końcu, wyspani i najedzeni mogliśmy ruszyć w drogę. Na mapie tą grubą czerwoną krechą zaznaczyłam trasę naszego przejazdu. Po drodze jest mnóstwo fajny miejsc, przy których warto się zatrzymać, choćby: Zamek w Ojcowie, Kaplica na wodzie, Brama Krakowska. Warto też odwiedzić znajdujące się na trasie jaskinie: Jaskinię ciemną oraz Grotę Łokietka (podejście do niej znajduje się za Bramą Krakowską).
![]() |
źródło: klubpodróżników.com |
Część trasy biegnie tuż obok Prądnika.
Po drodze robiliśmy oczywiście całą masę postojów. Żeby pooglądać kaczki...
...podmuchać dmuchawce...
... coś przekąsić...
Odwiedziliśmy też Zamek w Korzkwi (na mapce się już nie zmieścił, ale z Prądnika Korzkiewskiego jest już do niego bardzo blisko).
A potem tą samą drogą wróciliśmy do Ojcowa. Resztką sił, bo głodni byliśmy już niesamowicie.
W Barze Sąspówka w Ojcowie zjedliśmy bardzo dobrego wędzonego pstrąga. Czas oczekiwania był troszkę za długi, ale bar dysponuje dużym i naprawdę fajnym placem zabaw, więc przynajmniej mieliśmy co robić :)
To był bardzo udany dzień.
Pojedźcie tam kiedyś koniecznie. Trasa jest również doskonała do spacerowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz