środa, 16 września 2015

Zaufać


Od kiedy zostałam mamą dużo uważniej przysłuchuję się rozmowom które toczą się pomiędzy dziećmi i ich rodzicami. Czasem zostają mi w głowie strzępki rozmów.  Ze sklepu, ze szpitala, z basenu. Mam obraz tych rodziców jako bardzo zwyczajnych. Troskliwych, zainteresowanych tym co dzieje się z ich dzieckiem, dążących do tego, żeby w tej konkretnej sytuacji w jakiś sposób swojemu dziecku pomóc. Niestety bywa, że ta pomoc jest ukierunkowana na to, żeby ten mały człowiek zrobił coś czego nie chce, zachował się w sposób jakiego nie chce, poczuł coś czego nie czuje. Żeby był w jakiś sposób "bardziej". Bardziej przebojowy, bardziej odważny, bardziej "porządny", bardziej wesoły.


- Nie płacz, zobacz, chłopczyk nie płacze i zaraz się będzie z ciebie śmiał.
- Ale nabrudziłaś, jak świnka, zobacz, wszędzie pełno okruszków.
- Ona jest właśnie ostatnio taka rozpieszczona dama. Wszystko po swojemu.
- Nie zjechałaś? No nie bój się, przecież to nic wielkiego, po prostu usiądź, odepchnij się i zjedź.

Jaki skutek przyniosły te wypowiedzi? Czy rodzicom udało się osiągnąć w ten sposób to czego dla swoich dzieci pragnęli? Obawiam się, że nie.

Na oko 3-letni chłopiec, z którego miał niby śmiać się mój syn, po słowach swojego taty nie przestał płakać. Mocniej tylko się w niego wtulił.

Półtoraroczna dziewczynka, która rozrzuciła chrupki po szpitalnym łóżku, nie zabrała się za ich zbieranie po tym jak mama porównała ją do świnki. Nie zaczęła też spełniać wszystkich poleceń mamy tylko dlatego,  że ta nazwała ją w rozmowie z pielęgniarką "rozpieszczoną damą".

Dziesięciolatce, która nie odważyła się zjechać z basenowej zjeżdżalni, po zachęcie taty zaszkliły się oczy.

Budowanie dobrych relacji z naszymi dziećmi nie zawsze jest łatwe. Nie zawsze naszą miłość do dzieci jesteśmy w stanie "przetłumaczyć" na język pełnych miłości zachowań.

Dlaczego tak jest? Dlaczego jesteśmy w stanie oddać życie za nasze dzieci, ale rozkładamy się w zwykłej, szarej codzienności? Dlaczego łatwiej powiedzieć dziecku "kocham cię" albo "jesteś dla mnie ważny", niż zrobić coś co rzeczywiście pozwoli mu poczuć że tak właśnie jest? Dlaczego nasze reakcje na dziecięce zachowania w zwyczajnych, prozaicznych sytuacjach, których każdego dnia są dziesiątki, tak bardzo odbiegają od tego co do naszych dzieci czujemy i czego dla nich pragniemy?

Przyczyn jest wiele. Jak to w relacjach międzyludzkich bywa.

Na więź łączącą nas z dziećmi wpływ mają obie strony, więc temperament i konkretne zachowania naszego dziecka też mają znaczenie. Ale to co do tej relacji wnosimy my - rodzice - jest o wiele bardziej złożone i ma dla tej relacji dużo dalej idące konsekwencje.

Tak, to właśnie my - rodzice - jesteśmy odpowiedzialni za jakość tego co łączy nas z dziećmi.

Nasze cechy temperamentu i osobowość.

Dotychczasowe doświadczenia, przede wszystkim te, które wynieśliśmy z domu rodzinnego.

Wartości i praktyki typowe dla kultury w której żyjemy. A razem z nimi przekonania na temat tego co to znaczy dobrze wychować dziecko i co to w ogóle znaczy być dzieckiem.

Te przekonania mają niebagatelne znaczenie dla sposobu w jaki odnosimy się do naszych dzieci.

Czy ufamy ich wrodzonemu planowi rozwoju? Czy może raczej wierzymy, że jeśli nie zbudujemy wokół nich muru nakazów i zakazów to nie będziemy w stanie nauczyć ich tego co jest dobre a co złe?

Nasza kultura, a często też osobiste doświadczenia, raczej nie dają nam niezawodnych narzędzi dzięki którym moglibyśmy być pewni, że wychowamy szczęśliwych i odpowiedzialnych ludzi.

To czego każdego dnia musimy się uczyć to przede wszystkim bycia uważnym na to kim są nasze dzieci. Wrażliwości na ich potrzeby, szacunku do ich integralności.

Musimy zaufać naszym dzieciom. Zaufać, że to jakie są, to kim są, nie jest niczym co musielibyśmy w jakikolwiek sposób poprawiać. Że nie musimy korygować tego co robią, co mówią, a tym bardziej tego co czują. 

Że są najlepszymi ekspertami w dziedzinie własnych potrzeb i nasza rola nie polega na tym, żeby je naprawiać, ale na tym, żeby je poznawać i towarzyszyć im w ich rozwoju. Wspierać tam gdzie tego potrzebują.

Jesper Juul mówi o dzieciach, że są "kompetentne". Jak to rozumieć?

" Twierdząc, że dzieci są kompetentne, chcę powiedzieć, że mogą one nauczyć nas tego, co powinniśmy wiedzieć. Dzieci dają nam informację zwrotną, która umożliwia nam odzyskanie utraconych umiejętności i pomaga pozbyć się nieskutecznych, nieczułych i destrukcyjnych wzorców zachowania. Czerpanie wiedzy od własnych dzieci wymaga dużo więcej niż tylko prowadzenia z nimi rozmowy. Musimy zbudować z nimi prawdziwy dialog, którego wielu dorosłych nie potrafi nawiązać nawet z innymi dorosłymi: osobisty dialog oparty na poszanowaniu godności dla obu stron"

Jesper Juul "Towje kompetentne dziecko"




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz