wtorek, 26 kwietnia 2016

Mocna kawa wcale nie jest taka zła

Każdego dnia uczę się cierpliwości. Uczę się akceptować moich bliskich, uczę się ich kochać. Tak naprawdę, bezwarunkowo. Szczególnie wtedy, kiedy sprawy nie układają się tak, jak bym chciała.

Nie jest to łatwe, oj nie. Czasem wychodzi dobrze, innym razem zupełnie źle. Ale mam w tym temacie dobrego nauczyciela. I to w domu, pod nosem.

 Ostatnio dostałam od niego kolejną lekcję. I zaraz Wam o niej opowiem.

Sobotnie popołudnie. Szukamy kluczy do samochodu. Rano byłam na zakupach, potem ja i Tymek siedzieliśmy sobie w aucie, bo brum brum to przecież całkiem niezła zabawa. Więcej nie pamiętam. Amnezja. Znam ją aż za dobrze.. Wszędzie sprawdzamy.  Dom, ogródek, nawet kosz na śmieci. Nigdzie ich nie ma.

- Na pewno zatrzasnęłam je w aucie. Już tyle razy miałam kłopoty przez to moje roztargnienie i zapominalstwo. Tyle razy. Jak mogłam znów to zrobić?? 

Pytam siebie w duchu i coraz bardziej się na siebie wściekam. 

On szuka ze mną. Potem już nie szuka, widocznie pogodził się z tym, że trzeba jechać do rodziców po zapasowy klucz. Żadnych złośliwości, żadnej krytyki, żadnych wyrzutów. Żeby choć jakaś mała aluzja... Nic. W końcu pytam go:

- Ej a ty nie jesteś na mnie zły? 

- Nie no, jestem...

Już nie pamiętam co potem powiedział, ale była w tym duża dawka wyrozumiałości. Bardzo duża. 

Ja na pewno nie powstrzymałabym się, żeby choć wymownie na niego spojrzeć, delikatnie dać do zrozumienia, że to nie jest fajne, że trzeba uważać, cokolwiek... A on nic. 

- Od dziś ja też zawsze taka będę dla moich bliskich. Zawsze.

Zarzekam się w duchu. I nie muszę długo czekać, żeby się przekonać jakie to trudne. 

Niedzielny poranek. Wczoraj te klucze zatrzasnęłam, ciągle jeszcze do auta nie mamy dostępu, bo dziś dopiero będzie można po zapasowe pojechać.

Szukam w internecie fotelików rowerowych. Upatrzyłam sobie jeden taki, strasznie mi się podoba. Tymka z przodu można wozić, dobre zapięcie, łatwe montowanie, dziecko ma się na czym oprzeć z przodu. Po prostu cudo. Troszkę droższy niż inne, ale przecież niewiele, tyle można dopłacić. Coraz bardziej się zapalam. Pokazuję Jemu. 

- Nie no, bez przesady, za drogi jest, i w ogóle bez sensu, że na przód, na pewno będzie niewygodny.

- Ty to zawsze tak robisz, że jak ja coś znajdę, to Tobie się nie podoba, nigdy mnie nie słuchasz, i ty mnie w ogóle poważnie nie traktujesz, i w ogóle to mnie wkurzasz! 

Wyleciało ze mnie coś mniej więcej tego pokroju. Zła byłam okropnie. I rozżalona. Jak on może, nigdy mnie słucha, zawsze ma tylko te swoje teorie, a moje zdanie to w ogóle się dla niego nie liczy. 

I oczywiście wielka kłótnia. A taki dobry niedzielny poranek się zapowadał, śniadanie razem jedliśmy, słońce świeci...

W końcu jakoś z nas zeszło. On się temu fotelikowi przyjrzał, ja przyznałam, że na tył też może być. Jakoś znów wróciliśmy na ścieżkę pokojową, choć fotelika nie udało nam się wybrać.

Kiedy już tak spokojnie i miło znów nam się zrobiło, niewninnie, jakby nigdy nic, z uśmiechem na twarzy, mówi On:

- Muszę Ci film pokazać.

 No i pokazał mi ten :)


Mistrz ciętej riposty, nie ma co :)

- No dobra, to cała prawda o mnie. Ale przynajmniej potrafię się do tego przyznać! ;)

Teraz naprawdę już się pogodziliśmy. Kolejna lekcja za nami. 

Przynajmniej mam się od kogo uczyć :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz