czwartek, 29 stycznia 2015

W okresach wprowadzanych zmian rodzic musi nastawić się na tryb uważnej obserwacji i zdrowego rozsądku

W ciągu ostatnich tygodni zmagaliśmy się z zasypianiem w łóżeczku. Nie byliśmy całkiem zieloni w tej materii, bo od początku mój mały dzielny synek zasypiał  w wózku. Miejscu, które przez to  że mniejsze i zaciszne, wydawało nam się o wiele bardziej odpowiednie dla maleńkiego, naprawdę malusiego  noworodka :)  Wiem, wiem, przepastne łóżeczko nam przeszkadzało  pewnie o wiele bardziej niż jemu :) Z czasem jednak wózek stawał się coraz bardziej „dopasowany” i pojawiło się ryzyko, że niedługo bobas przestanie się w nim mieścić.  Przyszła więc pora na zaprowadzenie pewnych zmian w nieco już utrwalonym nawyku i pojawiły się oczywiście związane  z tym trudności. Maluszek co prawda chętnie w łóżeczku leżał, ale już zasypianie tam nie mieściło się w jego małej głowie. Pierwsze dwa dni były trudne. Nie pomagało tulenie na rękach, ani skuteczne do tej pory obrócenie na boczek, bo kiedy tylko chciałam to zrobić mały naprężał się jak struna i mi na to nie pozwalał.  Cały czas wiercił się i kręcił, gruchał, wierzgał i robił wszystko co w zasypianiu mogło mu jedynie przeszkodzić, aż do całkowitego wyczerpania i płaczu. Zasypiał dopiero po przystawieniu do piersi, co wcześniej w ciągu dnia właściwie mu się nie zdarzało, albo kiedy udało się go utulić na rękach, a potem już na wpół śpiącego położyć na boczku. I pomimo tego, że byłam cały czas w pobliżu, przychodziłam zawsze kiedy maluszek zaczynał marudzić albo płakać, to oczywiście czasem rodziła się z tyłu mojej głowy myśl, która najczęściej nie przynosi  niczego dobrego ani mamie ani dziecku. Myśl że robię źle, jestem złą matką, ba, potworem, bo dziecko wcześniej mogło a teraz nie może, więc może jednak lepiej wrócić do starego… 


W chwilach kiedy pojawiają się nieuniknione wątpliwości dobrze jest zrobić coś co pomoże zatrzymać na chwilę rozkręcającą się spiralę emocji. Stuknąć się w czoło, porozmawiać z mądrą siostrą i usłyszeć  rzucone mimochodem  „szkoda by było tych jego łez”. Przypomnieć sobie jaki jest cel tych naszych zmagań i zastanowić się co jeszcze mogę, żeby mojemu dziecku pomóc . Zmiany są przecież w naszym życiu czymś naturalnym. Ale przedsięwzięcia tego rodzaju wymagają delikatności oraz odpowiedniej ilości czasu. I w ostatecznym rozrachunku to dziecko a nie rodzic decyduje o tym jak szybko ten proces będzie przebiegał.

Warto wtedy pamiętać, że w kształtowaniu prawidłowych nawyków dziecka i w ogóle w jego wychowaniu ważna jest konsekwencja. Stałe i przewidywalne otoczenie, jasne reguły, rytuały są dla dziecka bazą do budowania poczucia bezpieczeństwa. Dlatego ważne  byśmy zasady co do których mamy przekonanie że będą dobre dla naszego dziecka, stopniowo i wytrwale jednak wprowadzali w życie. Nie dajmy się jednak ponieść. Bo chodzi tutaj o konsekwencję wypełnioną miłością, czyli taką, która ma służyć dziecku a nie godzić w jego poczucie godności czy autonomii. Zbyt sztywne trzymanie się planu może wywołać efekt odwrotny do zamierzonego, spowodować, że dziecko zrazi się do tego do czego próbujemy go przekonać. Obrany cel bardzo często możemy osiągnąć różnymi drogami. On pozostaje ten sam ale sposoby na jego osiągnięcie mogą być różne i warto znaleźć taki, który akceptowalny jest również dla naszego dziecka. A jeśli jednak mamy wątpliwości, to zastanówmy się czy aby na pewno obraliśmy dobry cel. O wiele lepiej jest zmienić zdanie niż trzymać się czegoś co do czego nie mamy przekonania. 
 

W okresach wprowadzanych zmian rodzic musi szczególnie nastawić się na tryb uważnej obserwacji i zdrowego rozsądku. Bo bobas, choć mały, potrafi skutecznie pokazać jakie są jego preferencje. On sam swoim zachowaniem podpowiada nam co na ten moment jest dla niego do zaakceptowania a co nie.  Jeśli mój synek płacze bo nie potrafi zasnąć w łóżeczku to biorę go na ręce, kołyszę i daję czas na wyciszenie. A kiedy jest już spokojny znów tam układam, bo przecież wiem, że to miejsce jest dla niego bezpieczne i z czasem będzie pomagać mu w zasypianiu. Ważne żeby czuł, że mama przyjdzie zawsze kiedy tego potrzebuje, weźmie na ręce, przytuli, pomoże zasnąć. 

Teraz sytuacja wygląda naprawdę dobrze. I kiedy po drzemce wita mnie w łóżeczku okrągła, uśmiechnięta buzia myślę sobie, że tą lekcję chyba udało nam się odrobić. Oboje jesteśmy dojrzalsi o ten jeden, malusi jak noworodek, krok :)

Przeczytaj również : Jak to jest z tym zasypianiem?


2 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że powstał ten blog. To ważne, by pokazywać, że konsekwencja w relacji z małymi dziećmi nie polega na sztywności, ale umiejętności odpuszczenia (i sobie i dziecku) wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja. Wiele matek zapomina o tym, że mają w sobie instynkt, który jest mądrzejszy niż setki poradników i że warto zaufać sobie. A ten instynkt to po prostu miłość do własnego dziecka.
    Brawo Ilona! Pozdrawiam, BMW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, warto zaufać swoim odczuciom. Nie robić niczego wbrew sobie nawet jeśli gdzieś przeczytaliśmy albo usłyszeliśmy że tak ma być. Chociaż wiem doskonale jak trudne jest to na początku kiedy w ogóle jeszcze nie czujemy się pewnie w roli rodzica.
      Dzięki Basia :)

      Usuń