Z reguły wygląda to tak:
podchodzę do synka, on się do mnie uśmiecha a dalej idzie już samo. Bez
wstępnych przymiarek i przygotowań zabawa zaczyna się w najlepsze. Matka
gryzie, gilga, mówi, śpiewa, robi miny i jeszcze 100 innych rzeczy które bobas
raczy uznać za przyjemne i zabawne. Pełny serwis, wielozmysłowa stymulacja
najwyższych lotów na każde zawołanie. Podzielona na kilkanaście lub kilkadziesiąt
(w zależności od kondycji matki) krótkich sesji w ciągu dnia.
Na mataja.pl, świetnym blogu o rodzicielstwie, któraś z autorek napisała, że rodzic to najlepsza zabawka dla dziecka. Zgadzam się z tym w zupełności. Najlepsza i najfajniejsza. I to w dodatku interaktywna. Żadna inna nie ma aż tylu funkcji i żadnej innej nie
obsługuje się z taką łatwością. Można ją uruchomić za pomocą uśmiechu, a czasem nawet i to nie jest
potrzebne :)
Dlaczego tak się dzieje? To nie jest kwestia
samego rodzica. Ot urodziło się dziecko więc ojcu albo matce przestawiła się w
głowie taka klapka i od tej chwili niezależnie od okoliczności ma niemałą
ochotę na to żeby paść na cztery łapy i udawać przed swoim dzieckiem psa. Rzecz
dzieje się w relacji między owym dorosłym i jego dzieckiem. Bo niemowlę jest szczególnie
wrażliwe na bodźce o charakterze społecznym. I to już od pierwszych chwil po
urodzeniu. (tutaj trochę więcej o owej wrażliwości).
A skoro jest bardziej wrażliwe, to znaczy że w
kontakcie z rodzicem częściej będzie na niego reagować – odwróci głowę,
zatrzyma wzrok na uśmiechniętej twarzy, uśmiechnie się (co bardzo znacząco
podnosi poziom rodzicielskiej motywacji), potem zagulgocze, a stąd już prosta
droga do „mamo podejdź proszę ponieważ lubię jak do mnie mówisz”;) Te reakcje
są z kolei wodą na młyn rodzicielskich wysiłków, ukierunkowanych są na to by
jeszcze raz zobaczyć ten uśmiech i jeszcze raz usłyszeć ten cudowny
nieartykułowany dźwięk. Ot klasyczny przykład przyczynowości cyrkularnej.
I nie wiadomo do końca czy pierwsze było jajko czy kura.
I nie wiadomo do końca czy pierwsze było jajko czy kura.
Muszę dodać, że ta moja
gotowość do wszystkich tych zabawowych wyczynów nie wymaga ode mnie zbyt
wielkiego wysiłku. I to jest dla mnie najbardziej zaskakujące. Bo wcześniej w kontakcie z innymi
dzieciakami, nawet tymi bliskimi i kochanymi jednak górę najczęściej brało moje lenistwo i wygodnictwo. A jeśli już się zmobilizowałam to musiałam się jednak trochę wysilić żeby się z nimi tak naprawdę pobawić. Teraz rzecz dzieje się automatycznie.
No po prostu, co tu dużo
mówić, świetnie się razem bawimy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz