piątek, 20 marca 2015

Nie chcę tego. Chcę TO !



Tymek skończył sześć miesięcy. Dla mnie te pół roku to jest jakiś przełom rozwojowy. U nas same nowości. Synek zaczął siedzieć i obracać się z brzucha na plecy. Ale jeszcze większe zmiany dzieją się teraz w jego małej głowie. Grzeczny bobas, który z radością przyjmował każdą proponowaną przez mamę atrakcję, włącznie z leżeniem na dywanie kiedy ta musiała coś zrobić, stał się WSZYSTKOCHCĄCYM i  WSZĘDZIECHCĄCYM  wiercipiętą. Na dodatek coraz cięższym :) Co za człowiek. Nie usiedzi. Tu chce, tam chce, to chce, tamto chce, chce tak, a nie tak. Oczywiście mama albo tata stanowią darmowe źródło transportu we wszystkich tych sytuacjach. A najważniejsza rzecz z tych wszystkich –

NIE CHCĘ TEGO. CHCĘ  TO 

Wcześniej przedmiot którego nie chciałam dawać mojemu synkowi po prostu chował się dyskretnie za moimi plecami i nie było problemu. Teraz nie ma tak łatwo. Obiekt zainteresowania znika z oczu ale w głowie pozostaje ten zamysł – 

DOTKNĄC I ZAŚLINIĆ WŁAŚNIE RZECZ

I jeśli mama nie trzyma się zasady, że niektórych przedmiotów bobasowi po prostu nie daje, to cel dziecka zostaje osiągnięty. W ten sposób swój żywot zakończył stary, wysłużony, ale jakże ukochany przeze mnie telefon komórkowy.
               
Tak naprawdę to co się teraz dzieje w jego małej główce, czyli świadomość że telefon komórkowy ciągle istnieje, pomimo tego że ktoś go podstępnie schował, to jest bardzo ważne osiągnięcie w rozwoju dziecka. To zjawisko nazywane jest stałością przedmiotu i odnosi się do naszej wiedzy o tym, że rzeczy istnieją również wtedy kiedy ich nie widzimy. Że zabawka nie „rozpływa się” kiedy jej nie dotykamy, a mama nie znika kiedy akurat poszła do innego pokoju. Do około 4 miesiąca życia dzieci właściwie nie wykazują żadnych oznak rozumienia tego, że przedmioty istnieją niezależnie od działań na nich. Czyli  dopóki taki powiedzmy 3-miesięczny maluch operuje np. grzechotką -widzi ją, dotyka - dopóty wie o jej istnieniu. Ale kiedy zabawka wypada mu z rąk i ląduje na podłodze, poza zasięgiem jego oczu, kończy się jej krótki żywot w niemowlęcej świadomości. Stąd w tym okresie dziecko właściwie nie protestuje i nie domaga się podania mu tego czym się bawiło. Jak to mówią „co z oczu to z serca”, a raczej z głowy.

Dopiero w wieku około 4-8 miesięcy maluch zaczyna poszukiwać przedmiotu który zniknął i właśnie w tym miejscu jesteśmy teraz my. Oczywiście synek nie jest jeszcze w stanie skutecznie odnaleźć zabawki za moimi plecami. Może co najwyżej wiedzieć gdzie się schowała i tam patrzeć, choć i to nie zawsze. Ale z tego że była i znikła, a on chciałby żeby ciągle była, już doskonale zdaje sobie sprawę i wyraźnie daje o tym znać :)

W tym początkowym etapie nabywania wiedzy o stałości przedmiotów sposób myślenia dzieci charakteryzuje się wieloma ciekawymi ograniczeniami. Np. bobas zaczyna szukać przedmiotu wtedy kiedy jest on ukryty tylko częściowo, ale nie wtedy gdy został schowany całkowicie. Może też być tak, że podjęcie poszukiwań zależeć będzie od tego co spowodowało jego zniknięcie. Jeśli dziecko samo zrzuciło go na podłogę będzie go tam szukać, ale jeśli został on zrzucony przez kogoś innego, podjęcie poszukiwań będzie o wiele mniej prawdopodobne. 

Można więc wnioskować, że wiedza o otaczającym świecie w dalszym ciągu zależy na tym etapie od działań wykonywanych na nim przez dziecko. Stąd tak ważne jest stworzenie maluchowi warunków do swobodnego eksperymentowania ze wszystkim co go otacza. Ani zostawienie go samemu sobie, ani zajmowanie mu swoją skromną rodzicielską osobą każdej chwili nie jest tutaj dobrym rozwiązaniem.

Wiedza o stałości przedmiotów będzie się u Tymka coraz bardziej doskonalić. Dopiero w wieku 8-12 miesięcy będzie on w stanie prowadzić inteligentne i systematyczne poszukiwania zaginionego przedmiotu. No chyba że będzie kilka potencjalnych miejsc ukrycia. Wtedy pojawią się nowe problemy do rozwiązania. 

Po prostu uczenie to niekończący się proces, który u każdego dziecka przebiega w jego własnym, niepowtarzalnym tempie.

Ale ale. Na tym nowości się nie kończą. Synek w ciągu dnia coraz mniej śpi. Do tej pory dziecko raczej lubiło się wyspać, drzemki były częste i długie. Ach… :) Mogłam sobie wszystko robić spokojnie, bez pospiechu, z przerwami. I tak był czas na chwilkę leżakowania. Zresztą nawet jeśli z czymś nie zdążyłam, miałam tę świadomość, że przecież mogę skończyć później. W końcu moje spokojne dziecko, poleży sobie na dywanie i pobawi się samo. Ten stan zaczyna odchodzić w niebyt. Synek leży dopóki nie ujrzy na horyzoncie, poza zasięgiem swoich rąk, jakiejś ciekawej rzeczy której zapragnie dotknąć już teraz. Pragnienie to pojawia się zwykle dość szybko. Albo dopóki nie uzna że musi trochę pomyśleć. A najlepiej myśli mu się ostatnio w podskokach. Mogę chociaż biceps poćwiczyć… :) 


Zaczynam więc nieco przyspieszać obroty i rezygnować ze swoich małych rodzicielskich przywilejów takich jak leżenie do góry brzuchem, czy buszowanie po internecie. Zastępują je takie prozaiczne czynności jak jedzenie śniadania, czy opanowywanie bałaganu. Teraz często jeszcze zanim się ogarnę, dziecko już daje znać, że jest wyspane i czeka. Tyle przecież spraw ma do załatwienia i tyle rzeczy do obślinienia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz