Ale nie robimy tego z radością
i pieśnią na ustach. Dla mnie to jest stresujące wydarzenie. Nie dlatego że mój
syn będzie płakał. Nie to jest tutaj problemem, bo przecież ja cały czas jestem wtedy z nim. Mam natomiast problem z
tym, że szczepienia mogą powodować skutki uboczne i to jest fakt. Nawet jeśli
są one rzadkie, a związek szczepień z różnymi chorobami nie został udowodniony.
Bo skąd mogę mieć pewność, że za wynikami badań nie stoją pieniądze koncernów farmaceutycznych. Nie mogę tego wiedzieć.
Bo skąd mogę mieć pewność, że za wynikami badań nie stoją pieniądze koncernów farmaceutycznych. Nie mogę tego wiedzieć.
Pierwsze szczepienie, które
mieliśmy w szpitalu to był pełen spontan :)
W ciąży jakoś nie przyszło nam do głowy że noworodka
trzeba przeciwko czemukolwiek szczepić więc po prostu zapytali,
zaszczepili i
problem z głowy. Efektów ubocznych nie było. Ale już przed drugim
szczepieniem
(przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi, bakterii Hib oraz drugiej
dawki
przeciw zapaleniu wątroby), które w Polsce przypada mniej więcej na 2
miesiąc po narodzinach, przez prawie 2 tygodnie chodziłam jak struta.
Doszła do tego pewnie jeszcze
poporodowa burza hormonalna, ale faktem jest że się bałam. Bo zaczęłam
się
zastanawiać i szukać informacji. No i okazało się, że to temat rzeka. W
sieci
byłam w stanie znaleźć właściwie wszystko, począwszy od jednej
skrajności, a
skończywszy na drugiej. Jedni grozili mojemu dziecku śmiercią lub
kalectwem z
powodu nieszczepienia, inni tym samym z powodu szczepienia.
Lektura ulotek ze szczepionek
też niewiele mi dała, no może oprócz tego co już wiedziałam, czyli że efekty
uboczne mogą wystąpić, ale dzieje się to rzadko, lub bardzo rzadko. No ale to
że rzadko nie znaczy że w ogóle… Z takimi to przemyśleniami oczekiwałam na
zbliżający się termin szczepienia. Mój mąż nie miał z tym problemu, ale w tej
kwestii jego spokój jakoś na mnie nie spływał. „Bo co on niby może wiedzieć,
skoro to jego pierwsze dziecko. Po prostu chłop nieświadomy zagrożenia i tyle”:)
Pomogły dwie rzeczy. Po pierwsze -
zaczęłam pytać o szczepienia ludzi którzy mają dzieci. Czy szczepią i czy były
jakieś efekty uboczne. Wszyscy szczepili, i właściwie nikt z pytanych
niepokojących objawów u dzieci nie obserwował. Po drugie - poszliśmy do naszego
pediatry i po prostu o to zapytaliśmy. Dostaliśmy w zamian merytoryczną rozmowę,
adres strony internetowej oraz zapewnienie że rodzic ma prawo do pełnej
informacji o korzyściach i ryzyku szczepień. Bo i jedno i drugie to jest fakt.
Niby niewiele ale mnie pomogło. Mój mąż z właściwym sobie spokojem rzekł tylko "no widzisz" :)
Teraz zbliża się termin
kolejnego, trzeciego już szczepienia. I znów zaszczepimy nasze dziecko. Zrobimy
to bo skąd u licha mamy wiedzieć, czym się różnią wczesne objawy krztuśca czy
odry od wczesnych objawów grypy? No i skąd mamy wiedzieć, że nasza (wróć - moja) decyzja o
nieszczepieniu, wbrew opinii pediatrów, epidemiologów, mojego męża i wszystkich innych, byłaby
dla naszego dziecka opcją bardziej bezpieczną?
Nie mogę tego wiedzieć. Nie jestem lekarzem. Jestem matką.
Poniżej kilka linków które były dla mnie pomocne w trakcie zgłębiania tematu:
http://www.mp.pl/szczepienia/
http://www.crazynauka.pl/szczepionki-wywoluja-autyzmu-rzadko-miewaja-skutki-uboczne/
http://www.stopnop.pl/
http://www.ogolnopolskidzienszczepien.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz