Każdy z nas ma jakąś
wizję bycia rodzicem. W coś wierzy, na coś zwraca szczególną uwagę, do czegoś
dąży, czegoś stara się unikać. Najbardziej spójną i jednoznaczną wizję rodzicielstwa mają
ludzie którzy nie mają jeszcze dzieci. Mówię to na podstawie własnych
doświadczeń. Zanim urodził się mój syn dokładnie wiedziałam jaką chcę być
matką.Wiedziałam co będę robić, czego
na pewno robić nie będę i jak sobie to wszystko poukładam.
Mój plan nie zakładał jednej rzeczy, jak się okazało tej najważniejszej . Faktu że bycie rodzicem to bycie przede wszystkim w relacji do swojego dziecka - człowieka z krwi i kości, który woli zasypiać wtulony w maminą pierś i budzić się w łóżku rodziców. Który nie lubi wiązania w chuście, lubi być noszony na rękach, brzydzi się gotowaną marchewką, uwielbia kiszonego ogórka, rzadko śpi w samochodzie, nie znosi leżenia na brzuchu i woli kicać na dwóch nóżkach zamiast przykładnie zabierać się do raczkowania.
Mój plan nie zakładał jednej rzeczy, jak się okazało tej najważniejszej . Faktu że bycie rodzicem to bycie przede wszystkim w relacji do swojego dziecka - człowieka z krwi i kości, który woli zasypiać wtulony w maminą pierś i budzić się w łóżku rodziców. Który nie lubi wiązania w chuście, lubi być noszony na rękach, brzydzi się gotowaną marchewką, uwielbia kiszonego ogórka, rzadko śpi w samochodzie, nie znosi leżenia na brzuchu i woli kicać na dwóch nóżkach zamiast przykładnie zabierać się do raczkowania.
Pod wpływem tego
wszystkiego każdego dnia na nowo kształtuje się moja własna wizja bycia
rodzicem. To co teraz wydaje mi się istotne to przede wszystkim umiejętność
dostrzegania potrzeb dziecka. Bycie
uważnym na to co się dzieje tu i teraz i reagowanie najlepiej jak się umie. I
nie chodzi mi o „skakanie” nad dzieckiem i sprzątanie mu sprzed nóg każdej
najmniejszej przeszkody. Nie chodzi też o wymaganie samodzielności większej niż
to na danym etapie rozwoju jest możliwe. Takie zachowania na pewno nie są
odpowiedzią na autentyczne potrzeby dziecka. Są one jedynie reakcją na tworzone
przez nas wyobrażenia, które kształtują się pod wpływem naszych doświadczeń
rodzinnych, opinii ważnych dla nas osób, tego co widzieliśmy, usłyszeliśmy, czy
przeczytaliśmy. Czasem ta nasza wizja dziecięcego świata może być zbieżna z tym
co naprawdę się dzieje, a czasem może być ona zupełnie nietrafiona. Dlatego nie
bójmy się porzucać naszych wyobrażeń o tym jak powinno być. Po prostu patrzmy i
słuchajmy. Nasze dziecko jest nam w
stanie powiedzieć więcej niż najmądrzejsze poradniki, najbardziej doświadczone
babcie i najlepiej przygotowani fachowcy.
Drugą ważną dla mnie
sprawą jest autentyczność. Odwaga, żeby być sobą. Cieszyć się kiedy jest
dobrze, smucić kiedy coś się traci, bać się kiedy coś zagraża i złościć się
kiedy coś ciąży, przerasta i frustruje. Rodzic który jest autentyczny, który szanuje swoje
przeżycia i nie boi się wyrażać emocji, daje swojemu dziecku najcenniejszą
lekcję. Lekcję tego jak kochać i troszczyć się o drugiego człowieka, ale też
jak radzić sobie ze swoim smutkiem , złością i lękiem. Udawanie że tych emocji
w nas nie ma jest ślepą uliczką. Bo skąd
dziecko ma się nauczyć tej trudnej sztuki jeśli nie od osób którym najbardziej
ufa? Niestety najtrudniejsze jest to, że my sami często nie potrafimy otwarcie
wyrażać swoich emocji. Tłumimy te które są dla nas niewygodne czy nieprzyjemne.
Złość zastępujemy uległością, manipulacją emocjonalną, wycofaniem. Smutek ukrywamy pod maską obojętności, wymuszonego
uśmiechu, niezadowolenia. Lęk spychamy do naszej podświadomości i po prostu udajemy
że wcale się nie boimy. Albo wręcz przeciwnie, powalamy żeby te emocje nami
targały zabierając spokój nam i naszym bliskim.
Dlatego wychowanie
naszych dzieci powinniśmy zacząć od nas samych.
Od takiej zwykłej codziennej pracy nad tym żeby lepiej rozumieć samych
siebie i kochać siebie za to jacy jesteśmy naprawdę. To najcenniejsza
umiejętność jakiej każdego dnia mogą od nas uczyć się nasze dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz