wtorek, 16 grudnia 2014

Beee, Meee, Haha i Łeee



Czas upływa nam coraz ciekawiej, bo coraz więcej jest aktywności, na które Tymek reaguje żywym zainteresowaniem. Dziś nasz dzień wypełniony był dźwiękami. Zaczęło się od beczenia, meczenia, rżenia i ryczenia, bo synka bardzo najwyraźniej zadziwiło, że mama takie dźwięki też może z siebie wydobywać. A może :) I to jak prawdziwa owca ;)



Potem śpiewaliśmy piosenki, bo to już sprawdzony sposób na dobrą zabawę, który wiąże się z dużą dawką uśmiechów i przyjemnego pogruchiwania. Naszym ulubionym kawałkiem jest śpiewany przez pewnego wesołego hipopotama "The lion sleeps tonight". Swoją drogą polecam ten kawałek dorosłym i dzieciom :) Poniżej link do owego utworu :)
https://www.youtube.com/watch?v=mrOWDPkYyP0

Bardzo lubię ten czas, bo śpiewanie piosenek jest dobrą okazją do głaskania, robienia śmiesznych min, tudzież innych aktywności, które mogą sprawić przyjemność nie tylko maluszkowi, ale również mamie. Zauważyłam też dziś pewną zmianę w sposobie odbierania muzyki przez synka. Wcześniej mały reagował uśmiechem głównie na moje miny, albo kołysanie w rytm piosenki, muzyka sama w sobie była raczej tłem do zabawy.  Dziś po raz pierwszy zdarzały się momenty w których to właśnie muzyka wydawała się wzbudzać jego zaciekawienie.


Kiedy nam tak miło i przyjemnie, po drzemce, z pełnym brzuszkiem, w wygodnym położeniu, z mamą w pobliżu mogę być coraz bardziej pewna, że synek okaże swoje zadowolenie w najbardziej wyraźny i powszechnie przyjęty ludzki sposób-poprzez uśmiech. Co więcej, mogę być pewna, że obok delikatnego uśmieszku pojawi  się też wesoły niemowlęcy śmiech, który jest sygnałem że właśnie oto ktoś świetnie się bawi. Ba, od paru dni przekonuję się, że nawet sam śmiech może być świetną zabawą, więc tak sobie czasem  wybuchamy śmiechem na przemian, aż do bólu policzków. Świetne ćwiczenie na poprawę humoru dla mamy, a dla synka dobry sposób na odkrywanie, że swoim zachowaniem może wpływać na zachowania innych ludzi.

Skoro piszę o śmiechu, to nie mogę nie wspomnieć o płaczu. Ten, wiadomo. Jest sygnałem, że niewygodnie, pusto w żołądku, nudno, za długo, za wolno, i generalnie źle. Ale i tutaj coraz łatwiej zauważalna różnorodność, bo marudne zawodzenie, nie jest tym samym co reakcja na nieznośny głód, który pojawia się  po długim śnie i domaga natychmiastowego zaspokojenia. Inny jest też płacz który jest wyrazem niemowlęcego smutku, a taki dziś po raz pierwszy mogłam u mojego dziecka zobaczyć. Prawdziwy dziecięcy płacz, rzec by można – płacz dojrzałego dziecka, z ustami w podkówkę i  łzami jak grochy. Płacz który zdaje się mówić „przytul mnie, bo jestem człowiekiem i jak każdy człowiek czasem czuję się samotny”. No to przytulam.


Tak więc mały Tymoteusz rośnie i  coraz wyraźniej pokazuje o co konkretnie mu chodzi. A  ja, czyli jego mama coraz lepiej te sygnały potrafię odczytywać. I moja refleksja na koniec dnia – tego rodzaju umiejętności zdobywa się wyłącznie dzięki praktyce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz