czwartek, 11 grudnia 2014

Jak dobrze wstać skoro świt...



Te poranki, które zaczynają się bladym świtem to dla mnie nie lada wyzwanie. Z natury jestem raczej śpiochem i nigdy z własnej woli nie wstaję wcześniej niż o 8. Ale synek ma swoje rytmy i budzi się zawsze między 5 a 6 żeby wyprawić tatusia do pracy. Oczywiście w soboty i niedziele również, choć wtedy nikt się nigdzie nie wybiera.
Kiedy drzwi za tatą się zamykają synek zaczyna ziewać i spokojnie idzie spać. A ja już całkiem rozbudzona przechodzę na tryb czasu tylko dla siebie.  Bo kiedy on już śpi, a ja już nie śpię, staram się jakoś wynagrodzić sobie te pobudki skoro świt. Dlatego właśnie moje przemyślenia biorą dziś początek w wannie. Dzięki takim chwilom, cudownym, odprężającym, i moim zdaniem wcale nie takim rzadkim kiedy dzidziuś jest jeden,  wraca do mnie radość i energia do bycia mamą. Mamą ślicznego, małego i bezbronnego niemowlaczka.  No właśnie… Czy na pewno bezbronnego?... 
Otóż nie do końca. Jak się okazuje już noworodek jest wyposażony w zorganizowane formy aktywności (w literaturze zwane wrodzonymi zachowaniami zorganizowanymi), które z powodzeniem wykorzystuje żeby przetrwać  w nieznanym mu świecie. Te zachowania  to ssanie, patrzenie i płacz. Każda z nich, choć dla nas oczywista i prymitywna, wymaga skoordynowania pracy wielu układów, a do tego potrzebny jest pewien poziom dojrzałości układu nerwowego małego człowieka. I tutaj jest miejsce na krótki zachwyt nad cudem stworzenia.  Bo mówimy o układzie nerwowym istoty, która 9 miesięcy wcześniej  była tylko pojedynczą komórką. W przeciągu tego czasu, dzięki niezliczonej liczbie podziałów i specjalizacji, stała się zdolna do poznawania otoczenia, regulowania zachowania innych oraz zdobywania pożywienia. 
O tym jak skuteczne jest nowonarodzone dziecko w radzeniu sobie w świecie przekonałam się na własnej skórze. Płacz mojego synka był dla mnie na początku tak dojmującym doświadczeniem, że kiedy tylko się pojawiał, stawałam na baczność o każdej porze dnia i nocy, gotowa zrobić wszystko żeby tylko mu pomóc. Z kolei karmienie wspominam jako jeden z fajniejszych i bardziej wzruszających momentów porodu, bo mały od razu wiedział co ma robić. Jestem pełna podziwu dla takiej zaradności życiowej. A przecież to taka mała bezbronna istota…
Ach, zapomniałam o patrzeniu. To zachowanie często przez rodziców jest niezauważane. Dlaczego?  Po pierwsze mało kto spodziewa się, że noworodek cokolwiek widzi. A po drugie kto w trakcie porodu ma siłę i spokój potrzebny do tego, by w ogóle o tym pomyśleć? Ja nie miałam. Powiem więcej, nie miałam ich również kilka dni po porodzie. Byłam tak zaprzątnięta tym żeby był najedzony i nie płakał, że nie zwróciłam na to uwagi. Mogę tylko powiedzieć, że moim zdaniem noworodek rozgląda się w sposób bardzo dyskretny ;) 

Tyle na dziś, życzę wszystkim miłego dnia :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz