niedziela, 17 maja 2015

Mamo kupisz mi to?



Większość z nas była pewnie choć raz w życiu świadkiem takiej sytuacji. Zrozpaczony kilkulatek rzuca się na chodnik/podłogę w sklepie/etc. i spazmami daje światu do zrozumienia że oto czegoś bardzo zapragnął, a ktoś bezdusznie mu tego odmówił. Reakcje opiekunów tego nieszczęśnika  mogą być bardzo różne. Niektórzy są zaskoczeni i zdezorientowani, inni zgnębieni, wściekli albo zawstydzeni. Jeszcze inni stoją niewzruszeni i czekają aż dziecko skończy. Niektórzy się śmieją, choć wierzę, że dla nikogo tak naprawdę nie jest to przyjemne wydarzenie.

Wydaje się, że rodzic ma tutaj tylko dwa wyjścia. Albo postawi na swoim, albo ulegnie dziecku. W obu tych sytuacjach tracą niestety obie strony.

W pierwszym przypadku dziecko nie dostaje tego czego w danej sytuacji pragnęło, często jest też  siłą zmuszane do posłuszeństwa. To z kolei rodzi złość, poczucie bezradności  oraz przekonanie, że jego potrzeby nie są dla rodzica ważne.  Rodzic z kolei  musi znieść ciężar bardzo silnych emocji dziecka i pełnić  rolę tego który ma bezwzględnie egzekwować posłuszeństwo. Dodatkowo jest zmuszony do przyjęcia mniej lub bardziej przychylnych spojrzeń przypadkowych świadków tego zdarzenia  oraz komentarzy typu  „tak dziecko rozpuścić?”.   

W drugim przypadku dziecko dostaje informację, że dobrą metodą na osiągnięcie swoich celów są w relacjach z innymi zachowania demonstracyjne i że być może tylko w ten sposób jest w stanie dostać od rodzica informację że w ogóle jest słyszane. Dowiaduje się też być może, że rodzic inaczej zachowuje się w domu, a inaczej kiedy obserwują go inni ludzie. Rodzic z kolei wychodzi z takiej sytuacji  z poczuciem odniesionej porażki wychowawczej, być może również ze złością i przekonaniem, że dziecko nim manipuluje. Tutaj również bywa dodatkowo zmuszony do przyjęcia  mniej lub bardziej przychylnych  spojrzeń przypadkowych świadków zdarzenia i komentarzy typu „gdzie to tak dziecku ustępować?”.

Czy w takim razie zawsze w tego typu sytuacjach jesteśmy skazani na konflikt i wybór "albo-albo?" Nie zawsze.

Sytuacja I

Niedawno w sklepie z artykułami  dla dzieci byłam świadkiem bardzo ciekawej dla mnie sytuacji. W kolejce do kasy stała kobieta z kilkuletnią córeczką. Dziewczynka z radością podbiegała do kolejnych drobiazgów, które zwykle ustawiane są na wieszakach obok kasy i co chwilę zadawała to samo pytanie:
- Mamo, kupimy to? Mamo a kupimy, to? A kupimy to?
A mama ze spokojem i  uśmiechem odpowiadała za każdym razem:
- Słyszę cię córciu. Tak córciu, słyszę cię.
Obie panie wyszły ze sklepu w doskonałym nastroju, w pełnej zgodzie i  bez ani jednej rzeczy z wieszaczka przy kasie.

Sytuacja II

Moja siostrzenica, wtedy 3-latka, oglądając reklamy w telewizji dla dzieci często zadawała to samo pytanie:
- Mamo/tato kupisz mi to? A to mi kupisz? A to kupisz?
Rodzice zgodnie z prawdą i własnym sumieniem odpowiadali:
-  Tego córciu nie kupimy.
Wtedy mała A wybuchała płaczem i dużo czasu mijało zanim wracała do jako takiej równowagi. Sytuacja powtarzała się do czasu aż zrezygnowani rodzice zaczęli odpowiadać:
 - Tak córciu, kupimy.
I temat się kończył. Zadowolona A zajmowała się swoimi sprawami. Nie zdarzyło, żeby potem przyszła wyegzekwować złożoną przez rodziców obietnicę.

Z całą pewnością reakcja mamy z Sytuacji I była o wiele bardziej precyzyjna i bezpieczna. Lepiej nie składać dziecku obietnic których nie chcemy albo nie możemy spełnić. Ale zachowania rodziców w obu opisywanych przypadkach wychodziły dokładnie naprzeciw potrzebie którą swoim „kupisz mi?” wyrażały te dwie małe dziewczynki. 

Potrzebie żeby aktualne przeżycia i pragnienia zostały zauważone i potwierdzone

Nasze dzieci, podobnie jak my sami, chcą dzielić się z bliskimi tym co aktualnie jest dla nich bardzo ważne. W opisywanych przypadkach chęć posiadania jakiegoś przedmiotu miała  jak się okazuje zupełnie drugorzędne znaczenie. O wiele ważniejsze było zakomunikowanie rodzicowi, że to co właśnie widzą bardzo im się podoba.

I tak jest częściej niż nam się wydaje. Dzieci nie potrafią precyzyjnie nazywać tego co przeżywają i czego potrzebują. Zawsze jednak podejmują próby. Z nadzieją, że rodzic – mądrzejszy i bardziej doświadczony- pomoże im w tym.  

Dlatego ważne żebyśmy uczyli się odczytywać i nazywać przeżycia naszych dzieci. 

I odróżniać to czego nasze pociechy chcą od tego czego potrzebują.   

Jeśli to drugie zostanie zaspokojone, problem pierwszego może zniknąć, a przynajmniej stracić na sile.

To nie jest tak, że opisywana postawa "zadziała" zawsze. Odnosi się ona zapewne do pewnej grupy tego typu sytuacji trudnych. Co jeśli nasze dziecko pomimo naszej wspierającej reakcji i chęci zrozumienia jego przeżyć jednak obstaje przy swoim i po prostu chce dostać to co sobie upatrzyło? 

Pierwszym krokiem jest uznanie, że jednak ma do tego prawo. To co jest ważne to szacunek do przeżyć dziecka, nawet jeśli akurat leży na ziemi i płacze. Lepiej spokojnie przeczekać taki kryzys niż zmuszać je do natychmiastowego uspokojenia się.

Każdy z nas musi wypracować postawę która będzie adekwatna w tej konkretnej sytuacji i w odniesieniu do naszej wiedzy o nas i naszym dziecku. To co jest skuteczne dziś nie musi być skuteczne jutro i to co działa w odniesieniu do Jasia nie musi być skuteczne w odniesieniu do Marysi. Nasze dzieci mają niepowtarzalny układ cech osobowości i temperamentu, podobnie zresztą jak my. Różnie będą też zachowywać się w różnych sytuacjach. Nasze reakcje też będą się różnić w zależności od tego czy będziemy bardziej/mniej zmęczeni, czy będziemy mieli więcej/mniej czasu i w związku z tym więcej/mniej odporności na stres związany z tego typu wydarzeniami. 

Kolejną bardzo ważną sprawą jest rozmowa z dzieckiem, omówienie całej sytuacji w momencie kiedy obie strony są spokojne i kiedy jest przestrzeń na taką rozmowę. Czyli najlepiej jeśli nie dzieje się to w kolejce do kasy, w zatłoczonym autobusie itp. Warto wyjaśnić dziecku dlaczego zareagowaliśmy tak a nie inaczej. Dlaczego nie dostało tego czego w danej sytuacji chciało, albo dlaczego dostało. Dlaczego coś jest w porządku albo nie i dlaczego chcemy żeby ta czy inna zasada jednak w naszej rodzinie działała.

Ważne żebyśmy potrafili również przyznawać się do naszych błędów. Łatwiej dzięki temu wyciągnąć wnioski na przyszłość. To też jest dla naszego dziecka ważna lekcja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz