Duch
poszukiwaczy
przygód rośnie więc w siłę i coraz bardziej daje o sobie znać :) Tym
razem powiódł nas w Beskid Makowski, do miejsca o nazwie dźwięcznej
jak majowa łąka.
Lanckorona - miejscowość która urzeka malowniczą
zabudową i jeszcze bardziej malowniczym położeniem.
Z zamiarem odwiedzenia tego miejsca nosiliśmy się już od jakiegoś
czasu, ale dopiero teraz spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy (wyszło
tego pół bagażnika) i ruszyliśmy w drogę. A
ruszyliśmy z samego rana, czyli około południa :) Na szczęście
Lanckorona leży niecałe 40 km od Krakowa, więc cel naszej podróży nie
był zbyt odległy. W sam raz na wycieczkę, która rozpoczyna się po
dłuuuugim śniadaniu. I jak znalazł na spędzenie czasu z 8-miesięcznym
człowiekiem, który nie jest fanem długich podróży samochodem. Taką trasę
spokojnie mogliśmy pokonać bez uszczerbku na dobrym samopoczuciu
wszystkich uczestników tej wspaniałej wycieczki :)
Droga
upłynęła nam na rozmowach, słuchaniu muzyki, patrzeniu przez okno i
zagadywaniu Tymianka, który w pewnym momencie postanowił opuścić swój
fotel. Normalna rzecz. Odwiedzenie go od tego pomysłu wymaga zawsze
pewnej dozy pomysłowości a już na pewno większego rodzicielskiego
zaangażowania.
Po kilkudziesięciu minutach zjechaliśmy z głównej trasy i nasza wycieczka zaczęła się na dobre. Łagodne wzniesienia
porośnięte świeżą trawą, urokliwe wąwozy, łąki, pola, smukłe brzozy pokryte młodymi listkami, stokrotki, mlecze. Wszystko to za
co kocham maj. W dodatku podane w moim ulubionym, łagodnie górzystym wydaniu.
Tymek w tym czasie zajęty był gryzieniem buta, więc dla każdego coś miłego :)
Miejscowość
położona jest na stromym zboczu Góry Lanckorońskiej co czyni ją
niesamowicie malowniczą. Pierwsze co zobaczyliśmy wjeżdżając do osady to wznoszące się ku górze drewniane domki bujnie przyozdobione wszelakiego rodzaju roślinnością.
Zatrzymaliśmy się obok kościoła Świętego Krzyża, kilkaset metrów od
rynku. Legenda głosi, że kościół ten powstał w miejscu starego,
rozgałęzionego na kształt krzyża cisa. Pod tym drzewem pewna młoda
dziewczyna spotkała starca, który odwrócił bieg bardzo tragicznych dla
niej wydarzeń. Całą legendę oraz inne dotyczące tego miejsca znajdziesz TUTAJ
Drewniana
XIX-wieczna zabudowa jest główną atrakcją tej miejscowości i
rzeczywiście małe ocienione domki z pobielanymi ścianami robią bardzo
przyjemne wrażenie.
Do
tego wąskie uliczki pnące się po zboczu góry i pełne kwitnących
kwiatów, zadbane ogródeczki. Najbardziej urzekły mnie właśnie te
maleńkie, strome ogródki.
Urokliwy
rynek niestety był trochę zatłoczony, więc nie zabawiliśmy na nim zbyt
długo. Spacerowaliśmy po bocznych uliczkach, weszliśmy na Górę
Lanckorońską na której szczycie znajdują się ruiny zamku z okresu
Kazimierza Wielkiego, uczestniczyliśmy we Mszy Św.
W międzyczasie trafiliśmy też do Cafe Arka. Przyjemnie urządzona kawiarnia jest chyba bardzo popularna, bo
ludzi było w niej co nie miara. Gwar, szum i kolejka do toalety :) Tymek
oczywiście był w siódmym niebie, szczególnie że pewna urocza i rozgadana
4-latka zawarła z nim bliższą znajomość. 1000 słów na minutę i taniec
solo na środku sali. Fajnie kiedy dzieci mogą cieszyć się taką nieskrępowaną spontanicznością :)
Szybko minął nam ten dzień. Z Lanckorony wyjeżdżałam z pewnym niedosytem, z nadzieją że wrócimy tutaj kiedyś na rowerach, i z refleksją, że wokół nas jest mnóstwo pięknych miejsc. Często są bliżej niż nam się wydaje. Ważne żeby obrać cel i wstać. Z fotela, krzesła czy dywanu. Małe dzieci nie zapamiętają miejsc do których je zabierzemy. Będą jednak pamiętać rzeczy o wiele ważniejsze - śmiech rodziców, atmosferę robienia czegoś wspólnie, bycie dla siebie, tak po prostu.
To właśnie jest najpiękniejsze w byciu rodziną :)
To właśnie jest najpiękniejsze w byciu rodziną :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz