piątek, 28 sierpnia 2015

Jak to jest z tym zasypianiem?


Czytałam ostatnio swój post w którym opisuję jak próbowałam nauczyć Tymka zasypiania w łóżeczku w ciągu dnia . Trochę się to pozmieniało i mam potrzebę żeby opowiedzieć Wam o tym jak to teraz u nas wygląda.

Z zasypianiem w łóżeczku zmagaliśmy się może jeszcze przez tydzień. Dwa, może trzy razy Tymkowi w tym czasie rzeczywiście udało się w nim zasnąć. Najczęściej zasypiał nam jednak na rękach, wtulony we mnie albo w Szymona, z reguły nie obywało się też bez bujania, tańczenia po całym pokoju albo innych akrobacji :) Generalnie na dłuższą metę bardzo męcząca sprawa :)

Coraz częściej więc po prostu odpływał przy piersi. Było najszybciej, najspokojniej i najprzyjemniej, nie tylko dla niego, ale też dla mnie. I tak doszliśmy do stanu który jest teraz. Kiedy Tymek robi się senny po prostu kładę się obok, on wtula się we mnie, zaczyna jeść, powoli się wycisza... i śpi.

Bardzo jest to dla mnie przyjemne.Ta bliskość i spokój który w tym czasie nam towarzyszy są jedyne w swoim rodzaju. Nie ma ich w żadnej innej naszej aktywności w ciągu dnia. 

To nie jest tak, że dzięki piersi znaleźliśmy złoty sposób na zasypianie. Na przestrzeni tych kilku miesięcy ciągle coś się zmienia. Są okresy kiedy wszystko idzie zupełnie gładko i Tymek odpływa w ciągu góra dziesięciu minut. Są też takie, kiedy przychodzi to z dużo większą trudnością i zajmuje mu to dużo więcej czasu. Czasem zasypia dopiero w chuście albo na rękach u taty. Ostatnio trwa to co najmniej pół godziny i wygląda mniej więcej tak. Jedzenie, wiercenie, przytulanie, skakanie po łóżku, domaganie się łaskotek. W pewnym momencie zmienia się to wszystko w niezłą zabawę... potem znów jest jedzenie, znów wiercenie i w końcu... zasypia. Za każdym razem wygląda to trochę inaczej, ale zawsze, prędzej czy później, kończy się tym samym.

I niezależnie jak długo to trwa, cały ten "rytuał" jest dla nas obojga w gruncie rzeczy przyjemny.  Fakt, czasem jestem już zmęczona tym jego jargoleniem, poszłabym do swoich spraw, myślami uciekam zupełnie gdzie indziej. Już się w duchu cieszę, że oddech coraz wolniejszy więc pewnie zasypia, ale nie, znów się ożywia, goni po całym łóżku i zaśmiewa się w głos. No i ja też się śmieję, nie potrafię się powstrzymać, choć przecież wolałabym żeby już spał :) Więc leżymy dalej :). Jakby nie było, mamy na to czas.

Najważniejsze jest to, że wszystko dzieje się w dobrej atmosferze, że mam w sobie gotowość na ten jego  śmiech, przytulanie i bliskość. Tej gotowości było o wiele mniej kiedy stałam obok jego łóżeczka. Po tych kilku dniach już zaczęło mnie to zwyczajnie wkurzać i zaczęłam nie lubić czasu jego zasypiania. Myślałam - kurcze znów to spanie, jak mi się nie chce.

To jest dość ważna kwestia, bo chodzi o to żeby spanie kojarzyło się dziecku z czymś przyjemnym - ze spokojem, bliskością rodzica, dobrą atmosferą. łatwiej wtedy będzie mu z czasem wypracować dobre nawyki odnośnie snu.

Bardzo ważne było dla mnie usłyszeć, że to jest właśnie ok, że nie robię mu krzywdy przez to że usypia przy piersi. Pomogły mi w tym artykuły Agnieszki Stein (tutaj można pobrać bezpłatny e-book) i tytuł posta na jakimś anglojęzycznym blogu: "Why do I feed my baby to sleep". Nawet go nie przeczytałam w sumie :) Cała ta historia jest bardzo śmieszna w zasadzie. Bo wszystkie bliskie mi kobiety - mama, siostra, kuzynki - usypiały dzieci właśnie przy piersi, wszystkie na jakimś etapie spały też razem z dziećmi. Dla mnie nie była to więc żadna nowość.

Ale zrobiłam po swojemu a potem wróciłam do tego co znane. Jak się okazało - dla nas póki co - najlepsze.

Nie chodzi o to żeby słuchać innych nawet wtedy kiedy mamy wątpliwości czy to co mówią rzeczywiście służy nam i naszemu dziecku. Zupełnie nie o to chodzi. Każda z nas i tak w gąszczu wszystkich rad, poglądów i metod i szuka swojej własnej drogi.

Ważne żeby nie bać się zmieniać, uczyć się, porzucać rzeczy które się nie sprawdzają. W taki sposób zdobywamy wiedzę o nas i naszym dziecku. A im więcej o nim wiemy, im lepiej poznajemy w tej relacji siebie, tym łatwiej nam zaufać własnym odczuciom i własnej intuicji.

Wiele rzeczy przychodzi z czasem.

I to jest w porządku.

Mamy prawo szukać najlepszej dla nas drogi. Najlepszych sposobów na zasypianie, jedzenie, zabawę, na bycie razem, na towarzyszenie dziecku w odkrywaniu otaczającego go świata.

Ważne żeby nie zamykać się w jakimś schemacie  który wybraliśmy jako pierwszy, ale który okazuje się nie być uszyty na naszą miarę.

Mogę powiedzieć że od momentu gdy pisałam tamtego posta przeszliśmy długą drogę. Drogę, która myślę, bardzo się przysłużyła nam obojgu :)

Co będzie dalej? Zobaczymy.

6 komentarzy:

  1. Tylko co później? Mam w domu 1,5 rocznego "cyckoholika"... Chciałabym żeby nauczył się zasypiać sam - a nie wiem jak to zrobić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania mogę się trochę powymądrzać, ale tak naprawdę będę wiedzieć pewnie dopiero wtedy kiedy sama będę miała za sobą te doświadczenia. Myślę, że w przypadku 1,5- roczniaka to jeszcze całkiem naturalna sprawa, taka umiejętność może kształtować się nawet przez kilka pierwszych lat życia dziecka. Mnie bardzo pomogła świadomość, że spanie dziecka z rodzicem jest ok, nie szkodzi mu to, a wręcz w wielu aspektach nawet może służyć. Jeśli jednak masz poczucie, że nie chcesz już tego i generalnie więcej Wam to stresu i napięcia przysparza niż poczucia bliskości, to jednak warto zacząć wprowadzać pewne zmiany. Pytanie czy chcesz w ogóle odstawić dziecko od piersi czy tylko chciałabyś żeby samo zasypiało?

      Usuń
    2. no tak, ale co w sytuacji, gdy w pokoju obok czeka na Ciebie 2latek i tak na prawdę nie masz 30 minut na usypianie z dzieckiem :/ tez lubie te wtulenie dziecka, ale 30 minutowe zabawy, kiedy nawet z pokoju dziecko nie daje wyjść bo jest krzyk, są męczące... :/

      Usuń
    3. No nie wiem, każdy szuka sposobów w sytuacji w której akurat się znajduje... a Ty jak sobie radzisz?

      Usuń
  2. U nas syn spał z nami około 2 lat,łagodnie przenieśliśmy go do własnego lóżka.Najważniejsze to nie martwić się na zapas,być elastycznym i nie przyjmować bezkrytycznie "dobrych rad";)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, też mi się wydaje, że kiedy dziecko ma już gotowość to zmiana przebiega łagodnie i dzieje się jakby przy okazji. My się nie martwimy i cieszymy tym co jest :)

      Usuń